English info

Prawo czasu

Autor: Michał Stopka

Data: 16 kwietnia 2007

Dzisiaj opiszę „prawo czasu”. Opowiem, jak po raz drugi poniosłem porażkę. Nie wynikało to jednak ze złamania „prawa wiedzy”, ale z braku świadomości, że istnieje też równie ważne „prawo czasu”.

W życiu są sprawy, na które nie mamy wpływu. I tutaj niewiele od nas zależy. Jednak znaczna część rzeczy, które nas dotykają jest konsekwencją naszego postępowania (lub tez zaniechania pewnego nastawienia, postępowania). Dlatego tez w takich sprawach staram się odkryć prawa fundamentalne, dzięki którym mogę coś zrobić lepiej (znając je) lub gorzej, (jeżeli tych praw nie znam lub po prostu je ignoruję). Podstawowe prawo inwestowania to oczywiście opisane w poprzednim artykule „prawo wiedzy”. Jeżeli wiesz, jak coś zrobić dobrze, to masz duże szanse na sukces. Drugie prawo to „prawo czasu”. Jest ono równie ważne jak „prawo wiedzy”. Mało tego, o ile wiedzę można w taki lub inny sposób zdobyć, to czas ma kluczowe znaczenie w odnoszeniu sukcesu i z tego powodu jest może nawet ważniejszy. „Prawo czasu” sprowadza się do tego, że nawet jeżeli masz wiedzę, to w danym momencie może być nieodpowiedni czas na jej wykorzystanie. Jestem przekonany, że „prawo czasu” działa również w innych dziedzinach życia (np. dobry lub zły moment na założenie biznesu czy szukanie pracy). Na giełdzie jednak, inwestor bardzo szybko czuje, że pomimo wiedzy poniósł klęskę. Po prostu rachunek w biurze maklerskim w szybkim tempie się zeruje lub nie wzrasta tak, jak powinien.

„Prawo czasu” w praktyce
Na przełomie 2002 i 2003 (WIG20 miał wtedy 1000-1200 pkt.) czuło się, że powinny być jakieś wzrosty. Moim „guru” w sprawach makroekonomii był wtedy i jest do dzisiaj Maciek Dzwonkowski, z którym zakładałem SKN Klub Inwestora. Był on zwolennikiem hossy. Mi też przeczucie mówiło, że indeks powinien iść do góry. No może wtedy nie myślałem jeszcze o hossie, ale wiedza wskazywała, że powinienem zarobić parę punktów na kontraktach, grając na wzrosty. Stopy procentowe już od jakiegoś czasu silnie spadały (trwała hossa na obligacjach i funduszach obligacyjnych), a to, zgodnie z teorią, powinno spowodować wzrosty na giełdzie. Dodatkowo panował ogromny pesymizm i nikt by się tego nie spodziewał . Rzeczywiście do połowy stycznia 2003 WIG 20 wzrósł z 1050 do 1250, czyli o 20%. Oczywiście niewiele z tego wykorzystałem. Po pierwsze wszedłem dopiero koło poziomu 1150, a spodziewając się wzrostów, miałem opory przed zamykaniem pozycji na spadkach. Co zarobiłem parę punktów, to zaraz potem je traciłem. Skończyło się na tym, że z początkiem marca 2003 WIG 20 zszedł do poziomu 1050 pkt. (lokalny dołek). Na początku kwietnia 2003 giełdy światowe wybiły sie z formacji odwróconej RGR , co wskazywało na wzrosty. Nasza giełda też, tylko że WIG20 jako jedyny na świecie zanegował linie szyi!!! Oczywiście zaliczyłem solidna wtopę (druga co do wielkości od pamiętnej Agory z 2000 roku). Coś jeszcze odrobiłem na długich pozycjach i początkiem maja 2003 wypłaciłem pieniądze, bo akurat wyjeżdżałem na Work and Travel do USA i bałem się, że nie pokryję kosztów. Oczywiście analiza okazała się słuszna. Od momentu zamknięcia długich pozycji na kontraktach (początek maja) i wypłaty pieniędzy, indeks WIG20 wzrósł jednym ruchem z 1100 na 1350 (prawie 25%) w ciągu 10 tygodni! Po 3 tygodniach bocznej korekty, pod koniec sierpnia wzrósł na 1750! (co daje w okresie maj-sierpień 60 %).

WNIOSEK: Wiedza wskazywała, co należy zrobić, ale byłem zbyt niecierpliwy. Nastąpiło to, co miało nastąpić, tylko o pół roku później. I tak poznałem „prawo czasu”… .