English info

Powrót do korzeni…

Autor: Irek Hamarowicz

Data: 27 stycznia 2014

W kilku zdaniach o freedivingu można napisać tak: niesłychana wolność pod wodą, wspaniałe uczucie pływalności, komfort walki tylko z własną psychiką, fenomenalne doznania przy obcowaniu z przyrodą i wreszcie zadowolenie z przekraczania swoich granic wytrzymałości. Jednak nawet najprostsze umiejętności wymagają wprawy i treningu…

freediving 1

Jak to się zaczęło?

Moje nurkowanie zaczęło się w wannie w wieku 7 lat. Oczywiście na cały „sprzęt” składała się radziecka maska (zdjełano w ZSRR) oraz coś, co było podobne do dzisiejszych fajek (rurka z ustnikiem gumowym marki Stomil). Rurka była tak niewygodna i jej smak…. To sprawiło, że rozpoczęły się próby bez „zestawu do oddychania”. Potem była przerwa i gdzieś w ogólniaku ktoś w szkole sprzedawał płetwy… Parę zaskórniaków się znalazło i nabyłem je drogą kupna. Fascynacja nurkowaniem ponownie się pojawiła i na miejscowej żwirowni pobijaliśmy rekordy głębokości. Do dziś nikt z nas nie wie, jak duże one były, bo niestety w latach 80. nikt nie był w posiadaniu jakiegokolwiek przyrządu do pomiaru.

Potem nastąpiła kolejna przerwa i znów gdzieś coś usłyszałem o PADI… to już była era Internetu, gdzie można odszukać wiele informacji. Znalazłem „szkołę nurkowania bestdivers”, w której instruktorem był Rudi i rozpoczęły się wykłady, zajęcia, szkolenia, treningi. Ponowny etap fascynacji nurkowaniem, kolejne stopnie i gdzieś kiedyś po wyjściu z jeziora, szykując się na drugiego nura, zabrałem tylko ABC. Wskoczyłem w okoliczne szuwary. To, co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pogoń za wspaniałym szczupakiem, piękna gra światła i znieruchomienie na 15 sekund wystarczyły, abym został otoczony stadem okoni oraz płoci.

Ci, którzy nie rozumieją, zadają pytania.

Okazało się, że nawet taki krótki nurek może dostarczyć wielu doznań. Wiem, wiem, zaraz padnie pytanie: „a po co się tyle męczyć dla tych kilkudziesięciu sekund?”. A po co spadochroniarz zadaje sobie tyle trudu, żeby wyskoczyć i cieszyć się kilkoma sekundami swobodnego spadania? A skoki na wielkiej skoczni – tyle treningów dla 10 sekund lotu? Zapewne teraz padnie kolejna niczym nie potwierdzona teza, że bez sensu jest „tak z własnej woli nie dotleniać  organizmu i dokonywać takiego spustoszenia”? Przecież nikt z nas nie jest  „beztlenowcem-bezmózgowcem”, który siedzi pod wodą do utraty przytomności. Takiej wolności zależnej tylko od swojego własnego ja nie zazna żaden nurek z całym sprzętem i osprzętem. Oczywiście, aby mieć z tego coraz większy fun, trzeba umieć jedynie wydłużyć ten czas bezdechu. Wiadomo, samo się nie zrobi - podobnie jak w dowcipie, gdzie człowiek z prowincji wybrał się do stolicy do filharmonii i w okolicy ulicy Jasnej zabłądził. Zaczepił starszego człowieka – sugerując się jego wiekiem sądził, że jest rodowitym mieszkańcem -i zadał mu proste pytanie:

-Przepraszam, jak się dostać do filharmonii?

Jegomość spokojnym głosem, nie zwalniając kroku, odpowiedział:

-Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

 

Kiedy można zacząć?

Może się wydawać, że to sport tylko dla młodzieniaszków, ale fakty i liczby nie kłamią. Zacznijmy od największego guru freediverów - Jacquesa Mayola. Swój pierwszy rekord świata (60m w No Limits) Jacques ustanowił, mając 39 lat. W 1976 roku był już o 10 lat starszy i jako pierwszy człowiek osiągnął na jednym oddechu magiczną granicę 100m. Jego (chyba) największy rywal - Enzo Maiorca - wprawdzie już w wieku 29 lat zanurkował na 45m i pojawiał się w światowych rankingach, mając już 30 lat, ale swoją życiówkę (101 metrów) ustanowił, mając 57 lat. Podobnie wielki gwiazdor dyscyplin basenowych, Francuz Andy LeSauce, w 90. latach osiągał najlepsze wyniki - w okolicach swoich 50-tych urodzin. Swój pierwszy rekord świata w statyce, czyli leżeniu na powierzchni wody twarzą w dół bez ruchu (6:32) ustanowił, mając 49 lat, a cztery lata później wynik ten poprawił o ponad minutę (7:35). Czy to czegoś dowodzi? Chyba nie, ale przygodę z freedivingiem można rozpocząć mając 20, jak i 60 lat. 

Freediving to tak naprawdę trening umysłu. Każdy może spróbować, nawet siedząc w fotelu, wstrzymać oddech na minutę. Potem pojawia się nieposkromiona chęć nabrania ponownego wdechu. Jak to więc robią freediverzy, że wytrzymują tak długo? Trening to jedyne słowo, jakie przychodzi mi do głowy.

Doświadczenia podczas treningów bezdechowych w szkole nurkowania Bestdivers pokazują, iż często osoba na pierwszych zajęciach nie jest wstanie przepłynąć jednej długości basenu 25 metrów pod wodą. Po sześciu zajęciach często padają rekordy szkoły Bestdivers, a już na pewno rekordy życiowe uczestników szkolenia. Może tu jest odpowiedź, dlaczego tak często rekordy życiowe znanych freediverów padały w późniejszym okresie życia.

Czy te umiejętności na coś mi się przydadzą w życiu?

Zastanawiając się, czy zrobić ten kurs, czy nie, często zadajemy sobie takie pytanie.

Pomijam sprawę tego, iż jest to doskonała forma ruchu i zabawy w okresie zimowym, kiedy przeważnie przybywa nam kilogramów. Chodzi przede wszystkim o to, że nie trzeba być wykwalifikowanym nurkiem nurkującym w całym ekwipunku, aby cieszyć się życiem podwodnym jakiegoś zbiornika wodnego.

Jedziemy latem na wczasy na Mazury. Bierzemy maskę, fajkę, płetwy i pakiet wiedzy zdobytej podczas szkolenia freedivingowego. Zanurzamy się pod wodę i podziwiamy cały urok świata pod wodą. Co więcej, ryby nie uciekają tak płoszone zazwyczaj odgłosem wydychanego powietrza z automatu oddechowego nurka. Freediving daje nam „wolność”.

 

Gdzie jest granica wytrzymałości?

To pytanie zadaje sobie każdy doświadczony i początkujący freediver. Kiedyś sukcesem było dopłynięcie do 50 m głębokości, teraz najlepsi schodzą już na 200 metrów. Człowiek zawsze będzie pobijał rekordy i będzie chciał udowodnić, że jest lepszy od kogoś innego.  Natomiast my podczas szkolenia w szkole nurkowania Bestdivers uczymy uczestników kursu, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Asekuracja podczas pływania pod wodą jest obowiązkowa. Kilka lat temu mój kolega uśpił czujność ratowników na basenie. Najwyraźniej próbował pobić swój rekord w płynięciu na bezdechu. Ratownicy nie zwrócili na to uwagi. Kolega zasnął pod wodą i już go nie ma wśród nas.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że pokonywanie swoich granic bez asekuracji może źle się skończyć, dlatego podczas treningu zwracamy na to szczególną uwagę.

Osobiście nie znam nikogo, kto, przystępując do treningu pływania na wstrzymanym oddechu, stwierdził, że jest to nudne. Włączają się u każdego naturalne bodźce, które powodują, że pod wodą zaczynamy czuć się wspaniale. W końcu w łonie matki 9 miesięcy pływaliśmy w wodzie. Być może to ten  „powrót do korzeni" tak bardzo nam się podoba.