Data: 29 maja 2014
Kiedy w marcu tego roku prezydent Rosji Władimir Putin uznał, że pora trochę zaktualizować polityczne mapy wschodniej Europy i zaanektował Krym, szeroko rozumiany świat zachodni zareagował zakazami wjazdu (wymierzonymi w rosyjskich polityków, którzy chcieli zwiedzieć Statuę Wolności?) i wojowniczymi wpisami na Twitterze. Obie strony zaczęły się również przerzucać groźbami sankcji gospodarczych, jednak po raz kolejny rzeczywistość ekonomiczna staje na drodze ambicji politycznych.
Pozycja Rosji
Dla wielu Rosjan prezydent Putin jest bohaterem. Swoją popularność zawdzięcza m.in. temu, że odkąd objął władzę w 2000 roku, PKB Rosji wzrosło o ponad 90%. Przywrócił on również chociaż trochę porządku w upadłym imperium, zaś socjologowie mówią nawet, że dzięki Putinowi Rosjanie odzyskali poczucie dumy z własnego kraju i z optymizmem zaczęli patrzeć w przyszłość. Ciężko jest się spierać z dwoma ostatnimi z tych argumentów, jednak do pierwszego z nich można wystosować kilka uwag. Po pierwsze, na początku XXI wieku Rosja startowała z niesamowicie niskiego pułapu. Przez pierwsze osiem lat po upadku ZSRR w 1991 PKB kraju spadło o ponad 40% - rosyjska gospodarka na poziomy z końca lat osiemdziesiątych powróciła dopiero w 2007. Co więcej, szybki rozwój w latach 2000-2008 był w znacznej mierze możliwy dzięki efektowi doganiania bardzo podobnemu do tego, który mogliśmy zaobserwować w Chinach w ostatnich trzech dekadach. Kiedy Rosjanie odrzucili wreszcie skrajnie nieefektowny komunizm, wprowadzenie nawet najprostszych spośród kapitalistycznych organizacyjnych rozwiązań przełożyło się na duży wzrost produkcji. Innymi słowy Rosja – podobnie jak Chiny – mogła zaadaptować gotowe i sprawdzone przez Zachód metody bez konieczności opracowywania ich samemu. To swoiste przerzucenie kosztów B+R na innych umożliwia szybki rozwój w wielu krajach trzeciego świata, jednak doganiając, nie można nikogo prześcignąć i kiedy skończą się dostępne, mało uciążliwe innowacje, każdy doganiający musi albo podjąć się wyjątkowo niepopularnych reform, albo spróbować opracować własne wynalazki. I w tym właśnie kryje się pierwszy poważny problem Rosji – innowacyjność pozostaje na bardzo niskim poziomie, co widać chociażby po strukturze eksportu, gdzie (wyłączając surowce naturalne) zainteresowanie Zachodu jest niewielkie. Po drugie, jako że eksport stanowi ponad 25% rosyjskiego PKB, zaś za prawie 60% eksportu odpowiada ropa i gaz, rosyjska gospodarka jest w pewnym sensie pochodną sytuacji na globalnym rynku energetycznym. Upadek Związku Radzieckiego w znacznej mierze spowodowany był załamaniem cen ropy naftowej w latach osiemdziesiątych. W zasadzie można powiedzieć, że rosyjska retoryka uzależniona jest od ceny baryłki ropy – kiedy w pierwszej dekadzie XXI wieku rynek wrócił do zimno wojennych poziomów, również ambicje Putina zaczęły nabierać „radzieckich” kształtów. Kiedy zauważymy, że w czasie rządów Putina ropa podrożała pięciokrotnie, sukces gospodarczy rządzonego przez niego kraju wydaje się dużo mniej spektakularny. Rynek gazowy jest co prawda nieco mniej ryzykowny, jako że ceny tego surowca są zwykle silnie zróżnicowane regionalnie, ponieważ – z przyczyn technicznych – nie można łatwo zmienić dostawcy, więc Gazprom może spokojnie dyktować warunki, ale nawet to może się zmienić wraz z budową nowych gazociągów oraz rozwojem technologii LNG.
Liczni ekonomiści zauważali już, że nie ma wielkiego sensu wliczać Rosji do BRIC, ponieważ w przeciwieństwie do innych państw z tej grupy (Brazylii, Chin i Indii), szybki rozwój tego państwa opiera się na wyjątkowo chwiejnych fundamentach. Co więcej, sam potencjał rozwoju wydaje się wyczerpywać, jako że nawet Rosyjski Bank Centralny prognozuje, że w 2014 roku wzrost gospodarki tego kraju spadnie poniżej 1%. Jedynymi głównymi wskaźnikami, w przypadku których Rosja przewyższa państwa UE i Amerykę, są niski deficyt i zadłużenie, jednak na tym kończą się przewagi. Wysoka inflacja (powyżej 6,5%) nie pozawala na obniżenie stóp procentowych. Tylko jedna czwarta miejsc pracy przypada na małe i średnie przedsiębiorstwa. Od początku roku giełda straciła 20%. Agresywna polityka Putina odstrasza inwestorów – kiedy prezydent zwrócił się 1 marca do Dumy o pozwolenie na użycie siły wobec Ukrainy, bank centralny musiał wydać 25,4 mld dolarów na zbilansowanie spowodowanego ucieczką kapitału spadku kursu rubla. Nawet niskie, 5-procentowe bezrobocie jest przekleństwem w przebraniu, jako że wynika m.in. z ciągle zmniejszającej się populacji (spadek o prawie 3,5% od 1991) oraz dowodzi, że wykorzystano już większość marnowanych wcześniej aktywów (dodatkowa siła robocza przejawiająca się jako ukryte bezrobocie w czasach ZSRR oraz oficjalne bezrobocie w pierwszych latach po transformacji). W skrócie – Rosja nie może sobie pozwolić na wojnę celną.
Pozycja świata zachodniego
Na papierze przewaga Europy i Stanów Zjednoczonych nad Rosją jest przytłaczająca. Łącznie Unia Europejska i Stany Zjednoczone cieszą się PKB liczącym ponad 33,5 biliona USD i populacją 800 milionów obywateli w porównaniu z 2 bilionami PKB i 143 milionami obywateli po stronie rosyjskiej. Problematyczne są jednak surowce, jako że wspomniana wcześniej zależność rosyjskiej gospodarki od rynku energetycznego z europejskiego punktu widzenia przekłada się na zależność od rosyjskich dostaw – 30% europejskiej ropy i 25% gazu pochodzi od naszych wschodnich sąsiadów. UE próbuje co prawda dywersyfikować swoich dostawców, m.in. dzięki budowanemu obecnie Gazociągowi Transanatolijskiemu, który biegłby z Bliskiego Wschodu i Morza Kaspijskiego z pominięciem Rosji, jednak tego rodzaju projekty mogą dostarczyć około 10 mld metrów sześciennych surowca, podczas gdy zapotrzebowanie Unii wynosi ponad 250 mld.
Nie można też zapomnieć, że obok polityki zachodnich rządów wobec Rosji istnieje również – często przeciwny – interes zachodnich przedsiębiorstw. Wiele niemieckich koncernów, które prowadzą interesy w Rosji, w tym Deutsche Post DHL, ThyssenKrup i Adidas, wyraziło swoje zaniepokojenie z powodu sankcji gospodarczych nałożonych na Moskwę i podkreśliło europejską zależność energetyczną od naszych wschodnich sąsiadów jako coś koniecznego. Prezes firmy Siemens Joe Kaeser spotkał się nawet osobiście z Władimirem Putinem i zapewnił go, że ukraiński kryzys nie wpłynie na działanie koncernu w Rosji, gdzie Siemens zatrudnia ponad 3000 osób i realizuje kontrakt na szybkie pociągi, które będą kursowały z Petersburga do Moskwy. Innymi słowy, jedną z podstawowych przewag Rosji nad zachodnim światem jest to, że siła gospodarcza tego kraju opiera się na państwowych przedsiębiorstwach, które – nawet jeżeli nieefektywne – mogą zostać użyte do interesów politycznych, podczas gdy zachodnie firmy niechętnie patrzą na ograniczenia handlowe, więc są dla swoich rządów raczej utrudnieniem niż ułatwieniem w prowadzonej strategii. Podsumowując, Zachód (a zwłaszcza Unia Europejska) nie ma dość woli politycznej, by wprowadzić poważne sankcje wobec Rosji.
Kiedy w 1939 Hitlerowskie Niemcy zaatakowały Polskę, alianci podjęli działania, które do historii przeszły jako Drôle de Guerre (fr. Dziwna Wojna) i polegały głównie na wyrażaniu swojego poparcia i zrzucaniu ulotek. Podobnie dzisiaj odpowiedzią na rosyjską aneksję Krymu jest nalot na Twitterze i – jak pokazują ostatnie miesiące – jest on równie efektywny co działania aliantów z przeszłości. Wygląda jednak na to, że również zaczepne działania gospodarcze nie są odpowiedzią, a nawet gdyby były, wciąż istnieje pytanie o zasadność embarga w tym konflikcie. Chociaż pojawiają się propozycje radykalnych akcji, jak całkowite zerwanie stosunków gospodarczych z Rosją, to byłoby to jedynie rozwiązanie krótkoterminowe. Załamanie gospodarcze z pewnością sparaliżowałoby działania Moskwy i być może nawet kosztowałoby prezydenta Putina utratę władzy, ale prawdziwe koszta embarga ponieśliby przeciętni obywatele. Przykład Kuby pokazuje, że ograniczenia handlowe nie pomagają w zmianie ustroju, zaś gdyby Rosjanie faktycznie wybrali nowe władze na fali kryzysu gospodarczego, to byłaby to zapewne zmiana na ekipę, której akcje nie kończyłyby się na zakręcaniu kurka z gazem. Nie znaczy to oczywiście, że Europa i Stany Zjednoczone powinny przehandlować fragmenty Ukrainy za zachowanie dobrych relacji gospodarczych, jednak embargo przysporzyłoby tylko więcej problemów. Ciężko powiedzieć, jak powinna wyglądać strategia Zachodu wobec zagranicznej polityki Władimira Putina, ale „wyrażanie zaniepokojenia” i retorsje gospodarcze doprowadzą co najwyżej do powtórki historii.