Data: 16 kwietnia 2007
Giełdy azjatyckie obok europejskich i amerykańskich stanowią trzon światowych rynków finansowych. W Polsce zainteresowanie nimi rośnie, czego odzwierciedleniem jest rozszerzająca się oferta funduszy lokujących środki w Azji (m.in. Pioneer, Merill Lynch, AIG, Templeton). O rynkach azjatyckich wiemy jednak niewiele, a świadome inwestowanie w Azji wymaga relatywnie dużej wiedzy i doświadczenia, by móc prawidłowo interpretować sygnały płynące z rynków.
Ponadto śledzenie ich na bieżąco wymaga znacznych nakładów czasowych. Trudno także znaleźć uniwersalny klucz do oceny rynków azjatyckich. Nie wszystkie z nich to rynki „wschodzące” – np. Singapur z $30900 per capita (PPP) zdecydowanie do tej grupy nie należy. Kraje azjatyckie cechuje również zróżnicowana dynamika wzrostu – od niecałych 3% w Japonii do 7,4% w Singapurze i ponad 10% w Chinach.1 Celem artykułu jest zaprezentowanie Azji z trzech różnych perspektyw . Na przykładzie giełdy w Hong Kongu i Singapurze pokażę pozycję tych rynków na tle reszty świata. Przybliżę także mentalność azjatyckich inwestorów oraz możliwości inwestowania na azjatyckich rynkach przez Polaków.
Kapitalizacja największych giełd w Azji na koniec września 2006 roku przekraczała 13 trilionów USD, w czym główna zasługa giełdy tokijskiej. Giełdy w Singapurze oraz Hong Kongu osiągnęły kapitalizację odpowiednio 313 i 1360 miliardów USD. Warszawska GPW jest od singapurskiej mniejsza o połowę zarówno pod względem kapitalizacji, jak i liczby notowanych spółek. Pod względem kapitalizacji GPW ma najbliżej do giełdy w chińskiej specjalnej strefie Shenzen.
Hong Kong jest jednym z najważniejszych węzłów finansowych świata – w osiągnięciu tego statusu trudno przecenić znaczenie giełdy powstałej w 1891 roku. Jest to główny sposób pozyskiwania kapitału przez dynamicznie rozwijające się firmy z ChRL.2 W 2005 Hong Kong Stock Exchange (HKSE) była na 13-tym miejscu na świecie pod względem liczby nowych emisji (67). Przoduje także w ich wartości – w 2006 wyprzedziła pod tym względem nowojorską NYSE dzięki największej na świecie ofercie publicznej (Industrial & Commercial Bank of China), z której pozyskano niemal 12,5 miliardów USD.
Na HKSE obok rynku podstawowego działa rynek GEM (Growth Enterprise Market) przeznaczony dla spółek o wyższym ryzyku inwestycyjnym. Około 61% obrotu na HKSE przypada po połowie na krajowych inwestorów instytucjonalnych i indywidualnych. Udział inwestorów krajowych spada na korzyść zagranicznych z USA, w większości instytucjonalnych.
Rynek instrumentów pochodnych na HKSE charakteryzuje wolumen ponad 26 mln kontraktów rocznie (2005). Dynamicznie rośnie w nim udział inwestorów z USA i Chin. Znaczenie rynku derywatów
w Hong Kongu nie jest tak duże jak rynku kasowego. Pod względem wolumenu kontraktów HKSE jest na 35-tym miejscu na świecie. Obrót kontraktami na amerykańskiej Chicago Mercantile Exchange (3-cie miejsce) jest ponad 40 razy większy. Pozycja lidera w tej dziedzinie należy jednak do giełdy nota bene azjatyckiej – wolumen kontraktów różnego typu na Korea Exchange wynosi około 2,6 biliona (2005).3
Około połowa transakcji derywatami w Hong Kongu ma podłoże spekulacyjne, w czym zasługa relatywnie dużego (ok. 30%) udziału inwestorów indywidualnych. 36% transakcji to transakcje zabezpieczające (hedging), a 14% - arbitraż.4 Tak samo jak na GPW dostępne są prawie wszystkie najważniejsze rodzaje derywatów – kontrakty terminowe i opcje na indeks, kontrakty i opcje na akcje i kontrakty na obligacje.
Główny indeks HKSE – Hang Seng Index (HSI) jest ważonym kapitalizacją indeksem 38 spółek, które stanowią 66% giełdy.5 Po raz pierwszy został on wyliczony 31 lipca 1964, a jego wartość wynosiła wtedy 100 (obecnie, na dzień 4 kwietnia 2007 jest to 20187 pkt). Na 7 największych spółek notowanych na HKSE (Industrial & Commercial Bank of China, Petrochina, HSBC Holdings, China Mobile, Bank of China, China Life Insurance oraz China Construction Bank) 5 stanowią banki.
Giełda w liczącym niewiele ponad 4,5 miliona mieszkańców i 640 km2 powierzchni Singapurze jest mniejsza od tej w Hong Kongu, jednak wystarczająco duża, by zaliczać się do głównych barometrów koniunktury inwestycyjnej w Azji. Singapore Exchange Limited (SGX) powstała w 1999 w wyniku połączenia Stock Exchange of Singapore (SES) oraz Singapore International Monetary Exchange (SIMEX). SGX oferuje całą gamę produktów – od akcji przez warranty strukturyzowane po krótko- i długoterminowe kontrakty na stopy procentowe. Największymi notowanymi spółkami (28.02.07) są Singapore Telecoms, DBS Group, UOB, OCBC. Ich akcje (3 z tych spółek to banki) stanowią 22% kapitalizacji giełdy.6
W Singapurze obecne są właściwie wszystkie liczące się banki inwestycyjne świata – w wielu wypadkach prowadzą stąd swoją działalność na cały region Azji Południowo–Wschodniej. Wynika to z kilku czynników. Singapur jest jednym z najdynamniczniej rozwijających się, a zarazem najbogatszych krajów Azji. Od lat znajduje się w światowej czołówce pod względem jakości prawa, zwalczania korupcji, efektywności rządu i swobody gospodarczej.7 Przykładowo, wszystkie formalności związane z zapłaceniem podatku przez firmę zajmują 30 godzin wobec średniej 290 godzin dla regionu oraz 203 dla krajów OECD.8
Liczne kampanie rządowe promujące Singapur jako region inwestycyjny, stabilność ekonomiczna i polityczna oraz duże zasoby kapitałowe krajowych inwestorów przyciągają inwestorów zagranicznych, a przedsiębiorczość Singapurczyków i mnogość dostępnych produktów finansowych powoduje, że inwestowanie wśród mieszkańców tego kraju jest bardzo popularne.
Dostępność instrumentów finansowych dla azjatyckich inwestorów niekoniecznie idzie w parze z wiedzą merytoryczną na temat inwestowania. Badanie przeprowadzone przez Citibank9 wskazuje na znaczne różnice regionalne w podejściu do inwestycji.
Singapurczycy częściej niż inne narodowości pozwalają, by ich decyzjami inwestycyjnymi rządziły emocje. W porównaniu z inwestorami z Hong Kongu czy Tajwanu cechuje ich większa awersja do ryzyka związanego z zyskami niż ze stratami, tzn. zbyt szybko realizują zyski, nie korzystając w pełni ze wzrostowego trendu, a zarazem zbyt długo trzymają pozycje przynoszące straty. Rzadko także dywersyfikują swoje portfele.
Azjaci są bardziej pewni swoich umiejętności inwestycyjnych niż przykładowo Amerykanie.10 Bardzo dużą wagę przywiązują do rekomendacji analityków. Inwestorzy z Hong Kongu preferują inwestycje długoterminowe, podczas gdy na Tajwanie obserwuje się tendencję do raczej krótkoterminowych spekulacji. Tajwańscy inwestorzy natomiast trafniej niż inni oceniają ryzyko.
Z punktu widzenia psychologii inwestowania różnice między krajami Azji są znaczne. Trudno jednak zaobserwować mechanizmy, które nie byłyby znane na rynku polskim czy w innych krajach. Ze względu na globalizację rynków finansowych najbardziej popularne branże nie różnią się od tych modnych u nas. Azjaci inwestują w nieruchomości, sektor IT i farmaceutykę (Sinagapur). W gronie blue chipów znaczny udział mają banki. W Chinach dużą popularnością cieszy się cały sektor przemysłowy, co można tłumaczyć rosnącą ilością zamówień z zagranicy oraz gigantycznym napływem środków od firm przenoszących do Chin swoją produkcję. Na rozwiniętych rynkach (Singapur, Hong Kong) inwestorzy mają łatwy dostęp do instrumentów notowanych na zagranicznych giełdach, w tym do opcji, które cieszą się relatywnie dużą popularnością. W Polsce rynek ten wciąż jest wyjątkowo mało płynny.
Trudno nie zgodzić się, że obecnie Azja stanowi najdynamiczniej rozwijający się region świata. Co ważne, coraz częściej motorem tego wzrostu jest nie tylko napływ środków z zagranicy, ale także rosnący popyt wewnętrzny, przede wszystkim w Chinach i Indiach.12 Oznaki budzenia się z gospodarczego zastoju widać także w Japonii, którą ominęła hossa ostatnich lat.
W Polsce odpowiedzią na modę na rynki azjatyckie jest m.in. bogata oferta funduszy inwestycyjnych – warto jednak wiedzieć, że nie jest to jedyny sposób na inwestowanie w Azji. Domy maklerskie posiadają w swojej ofercie kontrakty CFD (kontrakt różnic kursowych), dzięki którym możliwe jest inwestowanie na giełdach m.in. w Japonii oraz Singapurze. CFD są pochodnymi instrumentami finansowymi, które pozwalają na inwestowanie w różnego rodzaju aktywa (np. akcje) z wykorzystaniem efektu dźwigni finansowej. Ze względu na pochodny charakter tych instrumentów nie handlujemy jednak bezpośrednio akcjami.
Fundusze inwestycyjne tzw. „azjatyckie” dystrybuowane są głównie przez firmy pośrednictwa finansowego. W ich ofercie znajdują się fundusze m.in. Merill Lynch, Franklin Templeton i Pioneer Pekao TFI.
Rozważając inwestycję na rynkach azjatyckich, warto zdawać sobie sprawę z kilku potencjalnych zagrożeń. Polacy o Azji wiedzą niewiele. Trudno nie odnieść wrażenia, że rosnąca popularność tych nieco egzotycznych inwestycji jest efektem działania sprawnej machiny marketingowej. Warto pamiętać, że pracownicy domów maklerskich i firm pośrednictwa finansowego zarabiają dzięki sprzedaży produktów, których rzeczywistą atrakcyjność słabo poinformowanemu klientowi trudno zweryfikować. Dotychczasowe wyniki osiągane przez fundusze azjatyckie nie potwierdzają ich wyjątkowej atrakcyjności. Przykładowo, historyczna roczna stopa zwrotu funduszy Templeton z grupy Superfund jest ujemna i waha się w granicach -4 do -7%. Lepsze wyniki osiąga Pioneer, którego Fundusz Rynku Chińskiego osiągnął w ciągu ostatnich miesięcy dodatnią, ponad 8-procentową stopę zwrotu. Statystycznie jednak fundusze azjatyckie dostępne na polskim rynku obarczone są większą zmiennością i większym ryzykiem (mierzonym tzw. wskaźnikiem Sharpe’a) niż fundusze inwestujące na rodzimym rynku akcji czy obligacji.