Data: 12 października 2010
Inwestorzy są coraz bardziej narażeni na ryzyko niewypłacalności rządów nawet największych gospodarek na świecie. Biorąc pod uwagę starzejące się społeczeństwa i brak możliwości zagwarantowania większych przychodów z podatków, to tylko kwestia czasu.
Tak według analityków z Morgan Stanley rysuje się przyszłość rynków finansowych. W raporcie opublikowanym na stronie banku nikt precyzyjnie nie wskazuje na konkretne kraje, których ta wiadomość dotyczy. Nie trzeba jednak daleko szukać przykładów potencjalnych problemów.
Pierwszym i najbliższym regionem, któremu należy się przyjrzeć jest sama Europa. Generacja baby-boomers, czyli obecnych sześćdziesięcioparolatków wchodzących w wiek emerytalny stanowi potężne obciążenie fiskalne dla budżetów gospodarek krajów należących do Unii Europejskiej. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że wiek emerytalny na przykład w pogrążonej w długach Grecji to 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. We Francji to już tylko 60 lat. Z tego właśnie powodu wiele rządów chce jak najszybciej podnosić wiek emerytalny. Reforma systemów emerytalnych jest nieunikniona w starzejącej się Europie. W międzyczasie agencje ratingowe, przerażone swoją wcześniejszą nieudolnością, obniżają oceny zdolności kredytowej krajów UE. W ten sposób na przykład Irlandia została w sierpniu pozbawiona wcześniejszej wiarygodności, co doprowadziło do wzrostu kosztu finansowania długu tego kraju. (Wykres 1)
Wykres 1. Oprocentowanie 10-letnich obligacji irlandzkich.
Podobne problemy mają Stany Zjednoczone. Zadłużone i powoli spłacające kredyty społeczeństwo nie jest w stanie podtrzymywać przedkryzysowego poziomu konsumpcji. Przychody z podatków nie rosną, bezrobocie pozostaje na wysokim poziomie (Wykres 2), a wydatki państwa napędzane reformą służby zdrowia i prowadzonymi wojnami ciągle się powiększają.
Wykres 2. Bezrobocie w USA w ujęciu procentowym.
Na szczęście dla administracji Obamy na razie inwestorzy wręcz walczą o możliwość kupienia ciągle postrzeganych jako bezpieczne rządowych papierów, godząc się na marne oprocentowanie za oddawane państwu pieniądze. Dodatkowo taniemu pożyczaniu sprzyjają niska stopa referencyjna Fedu i niepewna sytuacja na giełdach związana z wątłym ożywieniem gospodarczym w Stanach.
Długoterminowe konsekwencje opisanych czynników są dosyć pesymistyczne i miejmy nadzieję, że pozostaną na zawsze czystą teorią. Otóż okazuje się, że rządy zaczynają powoli mieć sprzeczne interesy z pożyczkodawcami, z których większość często stanowią podmioty zagraniczne oraz fundusze emerytalne. Zaczyna pojawiać się pokusa obciążenia inwestorów problemami z długiem i doprowadzenia do jego restrukturyzacji, czyli najczęściej do umorzenia części zobowiązań, lub nawet ogłoszenia niewypłacalności, jak to już nieraz miało miejsce w przeszłości. Jeśli postąpią w ten sposób kraje peryferyjne dla światowej gospodarki, takie jak np. Grecja, to nie będzie większych problemów. Jednak co stałoby się ze światową gospodarką, gdyby na taki pomysł wpadły Stany Zjednoczone?