English info

PSYCHOLOGIA INWESTOWANIA – WYWIAD

Autor: Dorota Sierakowska

Data: 15 stycznia 2011

O rynku „gorących głów”, szybkich samochodach i nałogach na całe życie, rozmawia z Markiem Rogalskim z Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska, Dorota Sierakowska:

MAREK ROGALSKI 48 GK

DS: Czy można powiedzieć, że na rynkach finansowych królują emocje?

Na jednym ze szkoleń powiedziałem kiedyś, że chaos i schizofrenia to nieraz codzienność rynków finansowych. Ten, kto będzie chciał się doszukiwać wszędzie logicznych powiązań, może być tym, który straci pieniądze. Nie chcę przez to powiedzieć, że giełda czy forex to miejsca dla wariatów, ale podkreślić, że bez solidnego przygotowania psychologicznego, a zwłaszcza umiejętności identyfikacji zachowań tłumu, szanse inwestora są mniejsze. Bo nie da się wyzbyć emocji, zwłaszcza, jeżeli chodzi o duże pieniądze….
DS: Warren Buffett powiedział, że do skutecznego inwestowania nie jest mu potrzebne jego wysokie IQ (równe 160) i równie dobrze mógłby oddać czterdzieści punktów bez uszczerbku dla jego wyników inwestycyjnych. Czy faktycznie inteligencja w niewielkim stopniu wpływa na stopy zwrotu z inwestycji?

To zależy. Można mieć tzw. łut szczęścia, ale na dłuższą metę ten, kto jest bardziej bystry i pierwszy potrafi skojarzyć pewne fakty, może być tym, który zarobi najwięcej. Dla mnie rynek finansowy, a zwłaszcza forex, to właśnie taka intelektualna łamigłówka. Potrafię jednak zrozumieć tych, którzy twierdzą, że w hossie wystarczy kupić akcje i je trzymać. No dobrze, to umie zrobić każdy. A kto wie, kiedy je dobrze sprzedać?
DS: Czy na rynku walutowym inwestorzy są najbardziej podatni na działanie emocji? Forex cechuje się bowiem dużo większym dynamizmem w porównaniu z innymi rynkami, np. rynkiem akcji.

Jak wiemy, rynek forex cechuje ogromna dźwignia finansowa. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza, aby wykorzystywać ją w całości, ale ta pokusa zawsze jest, bo broker daje nam takie narzędzia. Oczywiście można o tym dyskutować, ale to trochę jak z branżą samochodową – klienci kupią ten samochód, który będzie miał bardziej rasowy wygląd, więcej koni mechanicznych i po prostu będzie szybciej jeździł. Kwestie bezpieczeństwa schodzą na dalszy plan. Zresztą większość klientów platform foreksowych zdaje się zachowywać tak, jakby nie wiedzieli, co to jest ryzyko. Chciwość wyłącza ich mechanizmy kontrolne, a emocje nie pozwalają spojrzeć na chłodno na rynek. Tak, to rynek „gorących głów”, jeżeli Pani o to pyta.

DS: Niewielu inwestorom indywidualnym udaje się zarabiać na foreksie w dłuższym terminie - po kilku udanych transakcjach zazwyczaj doświadczają oni spektakularnej porażki. Co sprawia, że pomimo słabych historycznych wyników inwestorów indywidualnych coraz to nowi inwestorzy decydują się na grę na foreksie, najczęściej używając wysokiego lewara?
Studenci marketingu wiedzą, że klient niezadowolony z danej usługi, może zniechęcić do niej kilku, a nawet kilkunastu następnych. Na rynku forex tak się nie dzieje. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - wstydzimy się przyznać przed znajomymi do tego, że straciliśmy na tym rynku. Niektórzy oczywiście dają upust swoim emocjom na forach internetowych, zwalając winę na brokerów, tymczasem to, czy zarobimy, czy stracimy, zależy przecież tylko od nas. Kluczowa jest znajomość zarządzania ryzykiem. Nie chodzi mi tu o książkowe formułki, a o samo nastawienie. Czy analizując rynek zaczynasz od ustawiania poziomu zysku, czy też określania potencjalnej straty? Jeżeli chcesz zacząć zarabiać, to zmień swoje nawyki…
DS: Czy inwestorzy uczą się na swoich błędach, czy też notorycznie je powtarzają?

Profesjonaliści zalecają początkującym prowadzenie dzienników transakcji, w których zapisują oni swoje przemyślenia przed i po dokonanej transakcji. Chodzi generalnie o to, aby zmniejszyć ryzyko powielania tych samych błędów. Moim zdaniem to bardzo dobry pomysł, gdyż w pewnym sensie pozwala ograniczyć wpływ emocji na nasze decyzje.
DS: Czy wiele osób po spektakularnej porażce odwraca się od inwestowania na zawsze?

Szczerze? To nałóg na całe życie. Odwracają się tylko ci, którzy zostają do tego zmuszeni. Ci, którzy są w stanie zorganizować nowe pieniądze, grają dalej. Niestety to droga donikąd. Jeżeli ktoś kilka razy stracił dużą sumę na rynku, powinien się dobrze zastanowić, czy się po prostu do tego nadaje i umieć przełknąć „gorzką prawdę”. Mówi ona, że nie każdy musi być inwestorem. W pewnym sensie to zawód jak każdy inny i trzeba mieć do tego predyspozycje.
DS: Jak wiele przypadków porażek inwestycyjnych wynika z błędnego oszacowania indywidualnej tolerancji dla ryzyka?

Wielokrotnie powtarzałem, że na rynku nie chodzi o to, aby mieć rację, ale o przetrwanie. Mądry inwestor wie, że nie może wyjść poza pewne ustalone ramy ryzyka. Bardzo ważna jest tutaj reguła 2 procent, którą należy dopasować do naszego poziomu stop-lossa, dzięki czemu uzyskamy odpowiednią wielkość zaangażowania w daną transakcję. Specjalnie zwracam uwagę na te niuanse, bo większość inwestorów nie umie się posługiwać tą regułą. Ustawiają zbyt wąskie stop-lossy, które eliminują ich z właściwego ruchu. Wtedy obrażają się na rynek i zaczynają inwestować zbyt ryzykownie, co kończy się fatalnie.
DS: Czy zrobienie sobie planu inwestycyjnego ma sens? Czy inwestorzy są skłonni trzymać się takiego planu?

Plan inwestycyjny to element dziennika transakcji, o którym wspominałem wcześniej. To fundamentalna kwestia. Jeżeli nie potrafisz zrobić planu, to najpewniej inwestujesz tylko w oparciu o swoje emocje i przemyślenia znajomego. Tymczasem to twoje pieniądze i ty jesteś za nie odpowiedzialny. Dobry plan inwestycyjny powinien dać odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat ten, a nie inny instrument, ile mogę na tym stracić i gdzie mam realizować zyski. Doświadczeni inwestorzy mają też w zanadrzu „scenariusz alternatywny”, który mówi im, co mają zrobić, kiedy dotychczasowy plan zaczyna szwankować. Czy ciąć dotychczasowe zyski, czy też przestawić w górę zlecenie stop-loss, które ma chronić część tego, co już „wykroiliśmy” sobie z rynku.
DS: Czy w dobie coraz większej popularności automatycznych systemów transakcyjnych emocje mają szansę być całkowicie wyeliminowane z procesu decyzyjnego lub ich rola będzie ograniczona?

Od razu przyznam, że nie jestem zwolennikiem oddania moich pieniędzy maszynie, bo nic nie jest się w stanie równać z percepcją ludzkiego mózgu. Niemniej komputery już odgrywają jedną z ważnych ról w inwestycjach i mogą w dużej mierze ograniczyć emocje, jakie towarzyszą codziennej analizie rynku. Co jednak, jeżeli system mechaniczny zaczyna szwankować, bo był napisany na inne warunki rynkowe i trzeba go zmieniać? Na opanowanie emocji polecam inne prostsze metody: nie graj wszystkimi swoimi pieniędzmi. Licz się z tym, że możesz przegrać większość z tego, co masz. Jeżeli masz już dwie lub trzy nietrafione transakcje, to zrób sobie kilka dni przerwy. Te zasady jednocześnie mówią o tym, że w żadnym stopniu nie możemy traktować inwestowania jako głównego źródła utrzymania.
DS: Czy obiektywne spojrzenie na rynek jest w ogóle możliwe?

MR: Każda analiza będzie subiektywna, tak jak każdy inwestor ma inne spojrzenie na rynek. Jedynie system mechaniczny może być w pewnym sensie obiektywny, bo będzie bazował na odnajdywaniu podobnych zależności w przeszłości i kryteria, na jakich został oparty, będą znane. Nie jest jednak powiedziane, że od tego, czy coś jest subiektywne, czy obiektywne, zależeć będą przyszłe zyski.

DS: Dziękuję za rozmowę.

BIO:

Marek Rogalski – od kilkunastu lat związany prywatnie i zawodowo z rynkiem kapitałowym. Czołowy analityk instytucji zajmujących się rynkiem walutowym (obecnie w DM BOŚ). Nie ukrywa, że przy sporządzaniu analiz wykorzystuje kombinacje różnych metod analitycznych, w tym elementy psychologii rynku. Twarz mediów – jego analizy i wypowiedzi są cytowane przez główne redakcje biznesowe w kraju. Wielokrotnie nagradzany jako najlepszy analityk walutowy.